czwartek, 20 października 2011

Kult na żywo (Nowy Czas nr 173)


Mimo trudnej do zliczenia plejady wybitnych twórców polskiej muzyki rockowej, tylko czwórce z nich w mojej opinii udało się przełożyć ambitny, autorski repertuar na sukces komercyjny. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że owi artyści czynili to przez dziesięciolecia nie siląc się zbytnio na artystyczne kompromisy z masowym odbiorcą. Nie jest to łatwe i już choćby z tego tylko powodu chylę czoła przed Grzegorzem Ciechowskim, Kasią Nosowską, Krzysztofem Grabowskim i Kazikiem Staszewskim.
Kazik będąc synem „podejrzanego ideologicznie” emigracyjnego poety,  już na starcie stał się obiektem „szczególnej troski” PRL-owskiej cenzury.  Zanim jednak zdecydował się sięgnąć do literackiej spuścizny swojego ojca, ujawnił ogromny talent i potencjał twórczy, a jego młodzieńcze teksty i kompozycje przebojem wdarły się w świadomość młodych ludzi schyłkowego okresu Polski Ludowej. Legenda Kazika Staszewskiego rosła z każdym wydanym albumem, a jego teksty nie pozostawiały suchej nitki na lansowanych przez różnoraką propagandę autorytetach. Dotykały one sfery religii, polityki, i bezlitośnie demaskowały hipokryzję pojałtańskiego modelu Europy („Arahja”, „45-89", „Komuna mentalna") oraz odradzającej się po 50-ciu latach polskiej demokracji („Jeszcze Polska”, „Łysy jedzie do Moskwy”, „100 000 000”). Koncerty Kultu i Kazika od początku przyciągały tłumy i przyciągają je do dziś niezależnie od tego, że teksty na ostatnich dwóch albumach są już znacznie mniej zaangażowane politycznie. Polacy mają do Kultu szczególny sentyment, a każdy jego koncert stanowi wydarzenie najwyższej rangi.
W Londynie Kult bywa często, a podobną liczbą koncertów nad Tamizą może poszczycić się chyba tylko grupa T-Love, o czym rozmawiałem niedawno w Poznaniu z Muńkiem Staszczykiem. Nigdy nie widziałem jeszcze tak zapełnionej sali podczas koncertu polskiego wykonawcy w Wielkiej Brytanii. Szkoda tylko, że wielu z widzów przybyło na koncert w stanie alkoholowego upojenia, a fontanny piwa wylewane na stojących współuczestników wydarzenia dostrzegłem kilkukrotnie. Żal było patrzeć, gdy ledwo trzymający się na nogach młody człowiek wykrzykiwał tekst piosenki „Wódka”: „Zbudowali fabryki, opracowali maszyny, produkują wódkę, tak dużo, dużo, dużo… wódki. Bo im tylko, tylko o to chodzi, abyś sam sobie szkodził, abyś sam nie mógł myśleć, abyś sam nie mógł chodzić.” Chcę wierzyć, że organizatorzy koncertu dołożyli wszelkich starań aby zapewnić komfort tym wszystkim, którzy zakupili bilety na to wydarzenie. Niestety. Brodzenie w kałużach rozlanego piwa, okrzyki typu: „dawaj k… Kazik dawaj…” oraz celowe popychanie doskonale bawiącej się części widzów przez odczuwającą nieodpartą potrzebę zwrócenia na siebie uwagi mniejszość, rzuca cień na znakomity w istocie występ zespołu.
Kult zagrał doskonały koncert, co trzeba docenić tym bardziej, że Kazik do ostatnich chwil  borykał się z zapaleniem oskrzeli. Zespół wykonał wszystkie swoje największe przeboje przeplatając je utworami już nieco zapomnianymi. Ze szczególnym sentymentem wysłuchałem dwóch moim zdaniem najlepszych kompozycji z repertuaru Kultu pochodzących z roku 1988. Fascynacje rockiem psychodelicznym słyszalne na albumie „Spokojnie”, pozwalają nie tylko mi zaliczyć ten krążek do kanonu największych osiągnięć artystycznych polskiej muzyki rockowej. Przepiękne wyznanie miłości, które Kazik dedykował swojej przyszłej żonie w utworze „Do Ani” słuchałem na londyńskim koncercie z tym samymi emocjami, które towarzyszyły mi pod koniec lat osiemdziesiątych. Marek Niedźwiecki przyznał kiedyś, że po pierwszym wysłuchaniu nie dawał tej piosence szans na masową popularność. Z założenia był to bowiem typowy „antyprzebój”, który odbiegał aranżacyjnie od utworów panujących na ówczesnych listach przebojów. Słychać w tej kompozycji echo brzmienia takich grup jak The Doors i Pink Floyd. Pośród psychodelicznych dźwięków można się w niej doszukać także elementów swingu i jazzu. Przejmujący tekst o miłości i tęsknocie Kazik napisał w pociągu, którym jeździł do Ani, w czasach gdy mieszkali daleko od siebie. Po ponad dwudziestu latach od premiery, słowa tej piosenki nadal wzruszają, a skierowane do znajdującej się z dala od najbliższych publiczności emigracyjnej, nabierają wręcz nowego znaczenia. „Arahja”  pochodząca z tego samego albumu nawiązywała w momencie powstania do takich protest-songów jak „Dziwny jest ten świat" Czesława Niemena czy „Świecie nasz" Marka Grechuty. W 1988 roku cenzura coraz bardziej przymykała oczy na wszelkie próby negacji pojałtańskiego podziału Europy. W „Arahji” Kazik zawarł poetyckie aluzje do berlińskiego muru i sztucznego podziału kontynentu na kolorową część zachodnią oraz wygaszony i skazany na lata ciemności blok wschodni. Na londyńskim koncercie odkrywałem drugie dno tego politycznego tekstu z czasów mojej młodości. Wyobraziłem sobie tysiące podzielonych rodzin londyńskich emigrantów oraz duchowe rozdwojenie tych, którzy zostawili w Polsce ukochane osoby. Przypomniałem sobie niewytrzymujące próby czasu rodziny żyjące „na odległość” oraz będącą w opozycji do stabilności ekonomicznej nieodpartą chęć powrotu do ojczyzny. To tylko niektóre skojarzenia, które przychodziły mi do głowy podczas słuchania „Arahji” 8-go października w HMV „Forum” na Kentish Town. Pośród zbiorowego alkoholowego szaleństwa, rozgrywającego się w tylnej części sali oraz odbywającego się w okolicach baru nieoficjalnego konkursu na bezkolizyjne donoszenie niezliczonej ilości plastikowych pojemników z piwem do oczekujących na powrót „specjalnych wysłanników” spragnionych uczestników kultowego koncertu, moja uwaga skupiła się na odróżnianiu tych, którzy przyszli słuchać muzyki, od tych którzy potraktowali koncert, jako pretekst do spędzenia w „tradycyjny sposób” kolejnej emigracyjnej soboty. Z godziny na godzinę procentowa przewaga tych drugich rosła proporcjonalnie do ilości spożywanych przez nich procentów, a zdegustowani rozwojem sytuacji fani muzyki z wolna opuszczali miejsce występu jeszcze przed jego zakończeniem.
Za rok zespół Kult będzie obchodził 30-lecie istnienia. Na jubileuszowej trasie nie zabraknie zapewne także Londynu. Będzie więc okazja do składania życzeń i gratulacji. Tegoroczny koncert Kultu nie był jedynym rockowym wydarzeniem tej rangi, jaki miałem okazję prezentować na łamach Nowego Czasu. Obok znakomitych występów grup Riverside i Kury, grę Kultu można także zaliczyć do bardzo udanych. Jednocześnie życzyłbym sobie i Państwu, aby kolejny przyjazd Kazika do Londynu był dla wszystkich widzów bardziej świętem znakomitej muzyki niż niskobudżetowym cieniem Oktoberfestu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz